Superheterodyna, to słowo robiło niezrozumiałe wrażenie na starszych. Brwi wygięte w łuk, zadowolenie na twarzy właściciela, a dla mnie, to był jeszcze jeden niezrozumiały termin. Kto dzisiaj chwali się, że jego odbiornik radiowy, tuner, amplituner jest superheterodynowy? Moje pierwsze spotkanie z elektronikę, to wymiana lampy w odbiorniku mojego Taty. Gdy po otwarciu obudowy zobaczyłem, że jedna z lamp nie „świeci”, poszedłem do sklepu z częściami elektronicznymi. Sklep znajdował się w podworcu jednej z kamienic przy ulicy Sławkowskiej. Dziwne miejsce jak na sklep, nawet w tamtych czasach. Jeszcze większe zdziwienie wywołała kolejka, w której stali sami mężczyźni. Kolejka była normalną rzeczą spotykaną na co dzień i prawie wszędzie, ale najczęściej stały w nich kobiety. Po wejściu do środka, odkryłem zaczarowany świat. Świat pełny malutkich świecidełek, drobiazgów w pudełkach, pudełeczkach, czasami pięknych, innym razem świecących brzydotą. Nie miałem pojęcia do czego służą, ale …cóż, dosyć fiakrowi w oczy błysnąć specjalną broszką i jużeś zauroczył dorożkarza z dorożką [1]… Od sprzedawcy dowiedziałem się, że jest mi potrzebna duodioda AZ12 do prostownika. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po wymianie lampy, odbiornik ożył. To był pierwszy powojenny radioodbiornik superheterodynowy, który produkowano na szwedzkiej licencji. Dzisiaj, inna piękna, lśniąca „Aga” zdobi zbiory Muzeum Techniki w Warszawie.
Gdy próbowałem przerobić stary patefon na gramofon, nie wiadomo dlaczego, prawie przez wszystkich nazywanym adapterem, nieźle dostało mi się od Taty. Swoją drogą, żeby piękny patefon, nakręcany korbką z kości słoniowej w palisandrowej obudowie (której nie udało się spalić), pozbawić mechanizmu i zamontować silnik z przekładnią od pierwszego polskiego gramofonu „Bambino”, trzeba było być trochę szalonym. Babcia chyba nigdy mi tego nie wybaczyła. Cóż zabytki, czy eksponaty w sklepach-galeriach „Desy” nic, a nic mnie nie interesowały.
Sygnał z wkładki adapterowej trzeba było jakoś wzmocnić i powstał pierwszy wzmacniacz własnoręcznie skonstruowany. Wystarczyły dwie lampy ECC83 i PCL84 i kilka elementów biernych ze zdemontowanej „Agi” oraz własnej konstrukcji obudowa na głośnik o imponujących rozmiarach 22cm x 45cm, mocy 5W i… zaczęło się. Nie był odwrotu od pierwszej iluminofonii dyskotekowej z filtrami nisko, średnio i wysoko-tonowym, w której pracowały pierwsze polskie tyrystory małej mocy BTP 2/400 i żarówki w reflektorach z leciwej „Syrenki”. Tym razem Tato podziwiał i nie tylko On. Prawie identyczne iluminofonie działały na dyskotekach w klubach studenckich, a tam nie miałem wstępu. Rok później iluminofonia o takiej samej konstrukcji „błyskała” na dyskotekach w restauracji „Nowa” przy rondzie Mogilskim. Kiedy to było?
[1] Konstanty Ildefons Gałczyński „Zaczarowana dorożka”
Copyright © 2014 Designed by Free CSS Templates | Darmowe Szablony